Stałem i wpatrywałem się we własne odbicie w
lustrze, co za straszny widok. Byłem cały spocony, włosy kleiły się do siebie,
a oczy miałem podkrążone i ozdobione niezbyt estetycznymi worami. Przemyłem
ranę na lewej dłoni, nie była zbyt głęboka ani poważna więc nie było potrzeby
jej bandażować. Gdy rana już była czysta przemyłem twarz zimną wodą, co za
orzeźwienie! Zmoczyłem też lekko włosy i obmyłem szyję i przedramiona. Jeszcze
raz spojrzałem w odbicie i stwierdziłem, że jest lepiej ale szału nie ma.
Wyszedłem z galeryjnej toalety i chciałem sprawdzić która godzina więc
sięgnąłem do kieszeni po telefon, ale moja ręka natrafiła na pustkę. No tak,
przecież go zniszczyłem. Na oko oceniłem że może być 7, może trochę później. Z
Zubim byłem umówiony na 11:30 czyli miałem ok. 3 godzin czasu, z którym totalnie
nie wiedziałem co zrobić. Poszedłem w stronę sklepu, tego samego gdzie stał
tablet. Wszedłem do niego jakby nigdy nic i zacząłem przechadzać się po
alejkach udając, że czemuś się przyglądam. Przy okazji zajrzałem do komputera
obsługi i sprawdziłem na nim godzinę, tak jak przypuszczałem było po 7.
Poszedłem do miejsca gdzie wystawione były telewizory. Usiadłem na kanapie
naprzeciwko ekranu 3D wyciągnąłem się i założyłem okulary.
-ehh przecież muszę się chwilę zrelaksować- powiedziałem sam
do siebie i rozpocząłem seans.
Po około 30 minutach znudzony wstałem i znów się wyciągnąłem, byłem wykończony. Nie spałem od ponad 24 godzin, a oczy same się zamykały. Poszedłem znów coś zjeść i zająć sobie tym trochę czasu.
Po około 30 minutach znudzony wstałem i znów się wyciągnąłem, byłem wykończony. Nie spałem od ponad 24 godzin, a oczy same się zamykały. Poszedłem znów coś zjeść i zająć sobie tym trochę czasu.
Zjadłem i zacząłem włóczyć się po galerii jak duch, sam nie
wiem ile zrobiłem okrążeń. To było bez sensu, wyszedłem z niej głównym wyjściem
i poszedłem najbardziej uczęszczaną drogą na przystanek tramwajowy na którym
zawsze było trochę ludzi. Gdy już tam byłem spytałem kogoś o godzinę. Okazało
się, że jest 8:30. Pokręciłem się chwilę na przystanku i poszedłem piechotą
wzdłuż ruchliwej ulicy. Cały czas pamiętałem żeby się takich trzymać i zawsze
być blisko ludzi, tak na wszelki wypadek. Przeszedłem most i zatrzymałem się po
drugiej stronie żeby usiąść na ławce. Rozglądnąłem się z niej na okolicę.
Patrzyłem na most i płynącą w tle rzekę. Było naprawdę pięknie ale jakoś wtedy
nie mogłem się cieszyć tą chwilą, moje myśli wciąż zaprzątało to co się stało w
ruinach starego gospodarstwa. Tak siedząc i przypominając sobie całą tą
sytuację poczułem na sobie czyjś wzrok, czułem go wyraźnie na sobie. Wiedząc,
że ktoś mi się uważnie przygląda wstałem i powolnym krokiem zacząłem iść w
stronę przystanku tramwajowego, nie wykonywałem żadnych zbędnych ruchów tylko
powoli kroczyłem. Na moje nieszczęście na przystanku nie było dosłownie żywej
duszy. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a pot lać się po skroni. Usiadłem
na ławce i spojrzałem przed siebie, byłem znieruchomiały, wręcz sparaliżowany
ale w środku czułem paniczny strach. Z trudem przełknąłem ślinę i powoli
zacząłem się rozglądać. Na ławce gdzie wcześniej siedziałem, teraz był jakiś
facet, ubrany jakąś cienką, szarą bluzę. Z racji, że był to koniec lata i robiło
się chłodno jego ubiór nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale i tak mi nie
pasował. Dosłownie czułem, że mnie obserwuje. Byłem tak skupiony na tym
mężczyźnie, że nie zauważyłem kiedy podjechał tramwaj. Drzwi się otworzyły i
wyszło z niego kilka osób, robiąc mały tłok. Odwróciłem głowę w stronę ławki,
facet nadal tam siedział. Znów skierowałem wzrok na drzwi i poderwałem się na
równe nogi. W ostatniej chwili wskoczyłem do tramwaju, który chwilę później
ruszył.
-Uf, zgubiłem ogon- powiedziałem do siebie w myślach, czując
niemałą ulgę.
Wysiadłem przystanek dalej na placu bernardyńskim i bez
zawahania ruszyłem mocnym krokiem w stronę Starego Rynku. Moje kroki były tak
silne że spod butów wydobywał się głośny stukot. Przez całą drogę nie oglądałem
się za siebie ani razu.
Minąłem kilka wąskich, odosobnionych i pustych
uliczek. Przedzierałem się jak przez
labirynt i wreszcie dotarłem do Starego Rynku. Spojrzałem na ratuszowy zegar,
była na nim godzina 9:30. Miałem dwie godziny czasu, z którym kompletnie nie wiedziałem
co zrobić, ale za chwilę się to zmieniło. przy jednej z kamieniczek na ławeczce
siedział facet w szarej bluzie, ten sam co na przystanku. Popiel jego bluzy
cholernie się w tej sytuacji wyróżniał, mój wzrok na nim zastygł. Mężczyzna
niespodziewanie odwrócił się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały co
go wcale nie zdziwiło, jakby się mnie tam spodziewał. Patrzyliśmy na siebie
przez dłuższą chwilę gdy w końcu uznałem, że muszę się stąd jak najprędzej
ulotnić. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem maszerować w drugą stronę. Kątem
oka zauważyłem, że nieznajomy też ruszył w tym samym kierunku co ja,
przyspieszyłem. Wykonałem slalom między restauracyjnymi ogródkami i rozpocząłem
poszukiwanie miejsca gdzie mógłbym zgubić ogon. Wreszcie usiadłem przy
fontannie w pobliżu restauracji w której kręciło się kilka osób i jeden kelner
na zewnątrz. Rozejrzałem się i było pusto. Westchnąłem z ulgą i włożyłem głowę
między splecione ręce. Uznając to miejsce za dość bezpieczne czekałem w nim na
spotkanie. Siedziałem tam ponad półtorej godziny rozglądając się nerwowo co
chwila. W końcu gdy wybiła 11:30 przemaszerowałem do miejsca spotkania.
Przy
pręgierzu stał już średniego wzrostu brunet o krótkich włosach i krępej
budowie ciała. Od razu rozpoznałem w nim Zubiego. Podszedłem i przywitałem się.
-cześć Zubi- powiedziałem z udawanym uśmiechem.
-Hej, podobno masz coś ważnego, inaczej byś się nie odezwał.
-Tak, mam. Jest to dość poważna sprawa. Mógłbym Ci wszystko
opowiedzieć, ale byś mi nie uwierzył.
-Dalej, mów no chyba nie jest to aż tak straszne- w tym
momencie dostałem ciarek na całym ciele.
-Zubi, pamiętasz jak kiedyś opowiadałeś mi te swoje teorie
spiskowe i to, że jesteśmy obserwowani i inwigilowani? Dużo też wspominałeś o
jakiś niewyjaśnionych zbrodniach i miałeś na to swoje teorie spiskowe.
-No pamiętam, ale nadal nie wiem co chcesz mi powiedzieć-
zaczął już bardziej zdenerwowanym głosem.
Sięgnąłem do zapinanej kieszeni spodni i wyjąłem czarny
kawałek plastiku.
-To jest karta pamięci, weź ją, pojedź do domu i odtwórz
ostatni nagrany film.
-Ale o co do cholery chodzi?- spytał mocno podenerwowany.
-Proszę , weź to i zrób to co Ci mówiłem. Idź już i nie
oglądaj się. Jak to obejrzysz wszystko zrozumiesz. Spotkajmy się jutro o tej
samej porze ale już w innym miejscu, na przykład przy dworcu PKP, a teraz już
idź!
Zubi z wielkimi oczami odwrócił się i niepewnie pomaszerował
w stronę jednej z uliczek wychodzących z Rynku. Poczułem, że wraz z tą kartą
pozbyłem się choć na chwilę tego wielkiego ciężaru. Z ulgą usiadłem przy
pręgierzu i spojrzałem bezwiednie w przestrzeń. Z letargu wybudził ucisk między
żebrami. Spojrzałem na prawo, siedział przy mnie facet w szarej bluzie i
przyciskał mi pistolet do klatki piersiowej. Spojrzałem na jego twarz, blizna
na prawym policzku i blond włosy. To był ten sam którego widziałem w ruinach
starego gospodarstwa…