wtorek, 8 października 2013

Rozdział 3- spotkanie



Stałem  i wpatrywałem się we własne odbicie w lustrze, co za straszny widok. Byłem cały spocony, włosy kleiły się do siebie, a oczy miałem podkrążone i ozdobione niezbyt estetycznymi worami. Przemyłem ranę na lewej dłoni, nie była zbyt głęboka ani poważna więc nie było potrzeby jej bandażować. Gdy rana już była czysta przemyłem twarz zimną wodą, co za orzeźwienie! Zmoczyłem też lekko włosy i obmyłem szyję i przedramiona. Jeszcze raz spojrzałem w odbicie i stwierdziłem, że jest lepiej ale szału nie ma. Wyszedłem z galeryjnej toalety i chciałem sprawdzić która godzina więc sięgnąłem do kieszeni po telefon, ale moja ręka natrafiła na pustkę. No tak, przecież go zniszczyłem. Na oko oceniłem że może być 7, może trochę później. Z Zubim byłem umówiony na 11:30 czyli miałem ok. 3 godzin czasu, z którym totalnie nie wiedziałem co zrobić. Poszedłem w stronę sklepu, tego samego gdzie stał tablet. Wszedłem do niego jakby nigdy nic i zacząłem przechadzać się po alejkach udając, że czemuś się przyglądam. Przy okazji zajrzałem do komputera obsługi i sprawdziłem na nim godzinę, tak jak przypuszczałem było po 7. Poszedłem do miejsca gdzie wystawione były telewizory. Usiadłem na kanapie naprzeciwko ekranu 3D wyciągnąłem się i założyłem okulary.



-ehh przecież muszę się chwilę zrelaksować- powiedziałem sam do siebie i rozpocząłem seans.

 Po około 30 minutach znudzony wstałem i znów się wyciągnąłem, byłem wykończony. Nie spałem od ponad 24 godzin, a oczy same się zamykały. Poszedłem znów coś zjeść i zająć sobie tym trochę czasu.



Zjadłem i zacząłem włóczyć się po galerii jak duch, sam nie wiem ile zrobiłem okrążeń. To było bez sensu, wyszedłem z niej głównym wyjściem i poszedłem najbardziej uczęszczaną drogą na przystanek tramwajowy na którym zawsze było trochę ludzi. Gdy już tam byłem spytałem kogoś o godzinę. Okazało się, że jest 8:30. Pokręciłem się chwilę na przystanku i poszedłem piechotą wzdłuż ruchliwej ulicy. Cały czas pamiętałem żeby się takich trzymać i zawsze być blisko ludzi, tak na wszelki wypadek. Przeszedłem most i zatrzymałem się po drugiej stronie żeby usiąść na ławce. Rozglądnąłem się z niej na okolicę. Patrzyłem na most i płynącą w tle rzekę. Było naprawdę pięknie ale jakoś wtedy nie mogłem się cieszyć tą chwilą, moje myśli wciąż zaprzątało to co się stało w ruinach starego gospodarstwa. Tak siedząc i przypominając sobie całą tą sytuację poczułem na sobie czyjś wzrok, czułem go wyraźnie na sobie. Wiedząc, że ktoś mi się uważnie przygląda wstałem i powolnym krokiem zacząłem iść w stronę przystanku tramwajowego, nie wykonywałem żadnych zbędnych ruchów tylko powoli kroczyłem. Na moje nieszczęście na przystanku nie było dosłownie żywej duszy. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a pot lać się po skroni. Usiadłem na ławce i spojrzałem przed siebie, byłem znieruchomiały, wręcz sparaliżowany ale w środku czułem paniczny strach. Z trudem przełknąłem ślinę i powoli zacząłem się rozglądać. Na ławce gdzie wcześniej siedziałem, teraz był jakiś facet, ubrany jakąś cienką, szarą bluzę. Z racji, że był to koniec lata i robiło się chłodno jego ubiór nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale i tak mi nie pasował. Dosłownie czułem, że mnie obserwuje. Byłem tak skupiony na tym mężczyźnie, że nie zauważyłem kiedy podjechał tramwaj. Drzwi się otworzyły i wyszło z niego kilka osób, robiąc mały tłok. Odwróciłem głowę w stronę ławki, facet nadal tam siedział. Znów skierowałem wzrok na drzwi i poderwałem się na równe nogi. W ostatniej chwili wskoczyłem do tramwaju, który chwilę później ruszył.



-Uf, zgubiłem ogon- powiedziałem do siebie w myślach, czując niemałą ulgę.



Wysiadłem przystanek dalej na placu bernardyńskim i bez zawahania ruszyłem mocnym krokiem w stronę Starego Rynku. Moje kroki były tak silne że spod butów wydobywał się głośny stukot. Przez całą drogę nie oglądałem się za siebie ani razu.
Minąłem kilka wąskich, odosobnionych i pustych uliczek. Przedzierałem  się jak przez labirynt i wreszcie dotarłem do Starego Rynku. Spojrzałem na ratuszowy zegar, była na nim godzina 9:30. Miałem dwie godziny czasu, z którym kompletnie nie wiedziałem co zrobić, ale za chwilę się to zmieniło. przy jednej z kamieniczek na ławeczce siedział facet w szarej bluzie, ten sam co na przystanku. Popiel jego bluzy cholernie się w tej sytuacji wyróżniał, mój wzrok na nim zastygł. Mężczyzna niespodziewanie odwrócił się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały co go wcale nie zdziwiło, jakby się mnie tam spodziewał. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę gdy w końcu uznałem, że muszę się stąd jak najprędzej ulotnić. Odwróciłem się na pięcie i zacząłem maszerować w drugą stronę. Kątem oka zauważyłem, że nieznajomy też ruszył w tym samym kierunku co ja, przyspieszyłem. Wykonałem slalom między restauracyjnymi ogródkami i rozpocząłem poszukiwanie miejsca gdzie mógłbym zgubić ogon. Wreszcie usiadłem przy fontannie w pobliżu restauracji w której kręciło się kilka osób i jeden kelner na zewnątrz. Rozejrzałem się i było pusto. Westchnąłem z ulgą i włożyłem głowę między splecione ręce. Uznając to miejsce za dość bezpieczne czekałem w nim na spotkanie. Siedziałem tam ponad półtorej godziny rozglądając się nerwowo co chwila. W końcu gdy wybiła 11:30 przemaszerowałem do miejsca spotkania.
Przy pręgierzu stał już średniego wzrostu brunet o krótkich włosach i krępej budowie ciała. Od razu rozpoznałem w nim Zubiego. Podszedłem i przywitałem się.



-cześć Zubi- powiedziałem z udawanym uśmiechem.
-Hej, podobno masz coś ważnego, inaczej byś się nie odezwał.
-Tak, mam. Jest to dość poważna sprawa. Mógłbym Ci wszystko opowiedzieć, ale byś  mi nie uwierzył.
-Dalej, mów no chyba nie jest to aż tak straszne- w tym momencie dostałem ciarek na całym ciele.
-Zubi, pamiętasz jak kiedyś opowiadałeś mi te swoje teorie spiskowe i to, że jesteśmy obserwowani i inwigilowani? Dużo też wspominałeś o jakiś niewyjaśnionych zbrodniach i miałeś na to swoje teorie spiskowe.
-No pamiętam, ale nadal nie wiem co chcesz mi powiedzieć- zaczął już bardziej zdenerwowanym głosem.
Sięgnąłem do zapinanej kieszeni spodni i wyjąłem czarny kawałek plastiku.
-To jest karta pamięci, weź ją, pojedź do domu i odtwórz ostatni nagrany film.
-Ale o co do cholery chodzi?- spytał mocno podenerwowany.
-Proszę , weź to i zrób to co Ci mówiłem. Idź już i nie oglądaj się. Jak to obejrzysz wszystko zrozumiesz. Spotkajmy się jutro o tej samej porze ale już w innym miejscu, na przykład przy dworcu PKP, a teraz już idź!


Zubi z wielkimi oczami odwrócił się i niepewnie pomaszerował w stronę jednej z uliczek wychodzących z Rynku. Poczułem, że wraz z tą kartą pozbyłem się choć na chwilę tego wielkiego ciężaru. Z ulgą usiadłem przy pręgierzu i spojrzałem bezwiednie w przestrzeń. Z letargu wybudził ucisk między żebrami. Spojrzałem na prawo, siedział przy mnie facet w szarej bluzie i przyciskał mi pistolet do klatki piersiowej. Spojrzałem na jego twarz, blizna na prawym policzku i blond włosy. To był ten sam którego widziałem w ruinach starego gospodarstwa…

4 komentarze:

  1. hmm, z tym się ociągałem ale chciałem żeby dobrze wyszło i mam nadzieję że się udało. komentujcie, liczę na pozytywne ja i negatywne komentarze, zawsze można coś poprawić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągające ! *_*
    Fajnie piszesz ;)
    Jedyne co można by było "poprawić" to byś dodawał częściej rozdziały !!! ^^

    |Drake| ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobry rozdział. Interesujące opowiadanie. Będę wpadał by poczytać;)
    Fajne zdjęcia, sam je robisz?
    Pozdrawiam! I życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń